26 listopada 2015

Instagram

Witam wszystkich!
   Czy zastanawialiście się kiedyś dlaczego Instagram jest tak popularny? Przecież to tylko kolejne medio społecznościowe na, którym możemy umieszczać swoje zdjęcia. Przecież to prawie to samo co Facebook. Dlaczego więc Instagram?
   Założyłam instagrama dość niedawno bo pod koniec wakacji. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, może pod presją innych. Nie wiem, nie pamiętam tego. Gdy już go założyłam pomyślałam sobie "Dodam zdjęcie. Przecież instagram bez ani jednego zdjęcia to nie instagram". Dodałam. Zdjęcie miało może trzy polubienia. Myślałam, że tak to się skończy. Dodam parę zdjęć i na tym pozostanę.
   Jak pewnie się już spodziewacie nie pozostałam na tym. Wbrew moim przypuszczeniom, wciągnęło mnie to jak wielu innych. Teraz codziennie wchodzę na instagrama, patrzę co wstawili inni, sama dość często coś dodaję.



    Jak widzicie mam tylko 56 obserwatorów, więc każda reklama jest dobra...
Dobra, żartuję. Mój instagram jest bardzo młody i dopiero się rozwija ;) Jeśli Wam się spodoba, zaobserwujcie! Będzie mi bardzo miło, gdyż uwielbiam robić zdjęcia, a potem publikować.
Mój INSTAGRAM - klik!


 Chociaż nadal nie wiem dlaczego instagram jest tak bardzo popularny, zaczynam rozumieć ludzi, których wcześniej nie rozumiałam. Lubią go używać bez określonej przyczyny ;)
Do następnego postu! 

21 listopada 2015

Autumne! czyli jesień w moim wydaniu

Salut!
    Wszyscy tytuł posta o jesieni piszą "Automn", a ja, żeby się nie powtarzać napisałam go po francusku, uczę się go od trzech lat, więc pomyślałam, że się nada. Zmienia się tylko jedna literka, ale i tak myślę, że lepsze to niż powtarzać się z innymi. Sądzę, że każdy domyślił się co znaczy "Automne", ale na wszelki wypadek powiem, że to jesień. Jak pewnie zauważyliście przywitanie również jest po francusku, tak, aby nie pisać ciągle "hey".
    Troszkę się rozpisałam o francuskim, ale już wracam do tematu postu. Wiem, że odrobinę się z nim spóźniłam, ale wtedy gdy pojawiła się jesień mój blog był zawieszony, więc nadrobię to teraz.
    Szczerze, w jesieni lubię tylko ładną scenerię do robienia zdjęć oraz możliwość czytania książek z ciepłą herbatką na kolanach i kocykiem. A, i oczywiście moje urodziny, które były 10 października. Najbardziej niestety jesień kojarzy mi się z katarem. Co jesień zaliczam przynajmniej dwa przeziębienia.
    Kolejnym minusem jest noc. Może nie sama noc bo jest ona w każdej porze roku, ale jak szybko ona nastaje. Budzę się rano - ciemno, wychodzę do szkoły - troszkę jaśniej, ale nadal ciemno, wychodzę ze szkoły - ciemno, robię zadania - ciemno. To jest nie do wytrzymania, cokolwiek nie robię jest ciemno. Dzień wiedzę tylko przez okna mojej szkoły.




    W tym roku doszedł mi nowy przedmiot, a mianowicie "Zajęcia Artystyczne". Mamy na nich zadania dotyczące głównie fotografii. Te zdjęcia były moim zadaniem domowym i pomyślałam, że na bloga również się nadają. Myślicie sobie pewnie "ale jej fajnie, też chce robić zdjęcia na lekcji", niestety nie jest tak różowo. Mamy bardzo dużo zadań domowych, a zdjęcia to tylko połowa.


    Na koniec mogę powiedzieć, że choć podałam dwa plusy jesieni i jej dwa minusy, to i tak jej nie lubię. Te dwa minusy chyba przewyższają wszystko.
    Wstawiam jeszcze zdjęcia jak robię zdjęcia (;D) w, muszę przyznać pięknej jesiennej scenerii.



Au revoir! Do następnego posta!

Zapraszam na mojego INSTAGRAMA












16 listopada 2015

Eleonora i Park

   
    Wiem, że nie ocenia się książki po okładce, ale ta tak mi się podoba, że gdy ją zobaczyłam, musiałam kupić. Ona jest piękna.

Hey!
    Jak pewnie się domyślacie, dzisiaj będzie recenzja książki Rainbow Rowell "Eleonora i Park". Zaczęłam tak, jak nie powinnam. Najpierw treść, potem okładka. Ale, popatrzcie na nią, jest prześliczna. Nie przesadzona, minimalistyczna, takie najbardziej mi się podobają. Od razu zachęca człowieka do przeczytania książki. 
    Jedną z ważniejszych rzeczy, jakie musicie wiedzieć  o tej książce jest to, że napisana jest ona z dwóch różnych perspektyw. 
    Pierwsza - Eleonora. Jej znakiem rozpoznawczym są rude włosy (jak widać na załączonym obrazku), jest biedna i ma problemy rodzinne. Uwielbia słuchać muzyki. Nie wierzy, że może się komuś spodobać.





    Druga - Park. Jest pół Azjatą, chudy i niski. Słucha tej samej muzyki co Eleonora, miłośnik komiksów. Wcale nie zakochuje się w Eleonorze od pierwszego wejrzenia, jak to dzieje się w przeciętnych romansach.
    Co mogę o niej jeszcze powiedzieć? Jest to romans (jak wcześniej wspomniałam), bardzo różniący się od innych. Dobra, może nie tak bardzo...
    Pora na moją opinię. Książka, jak bardzo podobała mi się głównie dlatego, że odbiega od wzorcowych romansów. A ja lubię oryginalność. Jest dobrze napisana, lubię te pisane z dwóch różnych perspektyw. Nie ma tam wtedy nudy. Podsumowując,"Eleonora i Park" leżą teraz na półce z innymi ulubionymi książkami.




Recenzja nie jest długa bo sama nie lubię takich czytać. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.













11 listopada 2015

Wiem, wiem...

   Wiem, wiem... Napisałam, że wrócę, że będę pisać posty, obiecałam to sobie i Wam. Niestety nie wyszło. Nie będę się Wam tłumaczyć, że nie pisałam bo miałam dużo nauki bo nie o to chodzi. Gdybym chciała, czas by się znalazł, pomysły też.
   Tak, uważam to za swoją osobistą porażkę..., ale chcę to zmienić. Przychodzę do Was z nowym zapałem do pisania i tworzenia. Posty może nie będą się pojawiać tak często jak bym chciała, ale planuję mój wielki powrót (wiem, że już drugi). Oby tylko ten okazał się lepszy od poprzedniego.
   Co do postów, planuję pisać je raz w tygodniu, z powodu nauki (zawsze o nią chodzi).

Ale mam dla Was jedną dobrą wiadomość, a mianowicie...
ZAŁOŻYŁAM INSTAGRAMA! Wiem, dla niektórych to nic takiego, ale ja przedtem go nie miała.
Papatki, Ann (teraz jestem Ann)

22 sierpnia 2015

Usunąć bloga?

Cześć! To znowu ja... Pamiętacie mnie jeszcze? 
   Przez ostatni miesiąc w ogóle nie miałam ani weny, ani chęci do pisania. Blog spisałam na straty, miałam go nawet usunąć. Na szczęście powstrzymałam się od tej decyzji z myślą " może kiedyś wrócę". To było niecały miesiąc temu. Dziś czytając bloga koleżanki [klik!] przypomniałam sobie gdy ja pisałam i jaką frajdę mi to sprawiało. Dzięki temu postanowiłam spróbować jeszcze raz. Chcę wrócić do systematycznego pisania i wytrzymać w tym postanowieniu. Trzymajcie kciuki!
   Jak widzicie mało się tu dzieje i w związku z tym postanawiam poprawić aktywność. Ja będę więcej czasu poświęcała blogu a Was proszę o obserwacje (jeśli się spodoba) i komentarze.
   W zamian za moją nieobecność przygotowałam dla Was kolaże z wakacji. Mam nadzieję, że Wam się spodobają ;)





Do zobaczenia w następnym poście, pa!

13 lipca 2015

Comenius!

Heii!
   Znowu troszkę mnie nie było, ale jak widzicie już dziś przychodzę do Was z nowym postem. Zacznijmy od tego, że piszę z Bieszczad. Jestem tu już od tygodnia, pobliżu nie ma żadnego sklepu, a internet działa jak chce. Planuję zrobić osobny post o wakacjach, więc nie będę się teraz rozpisywać.
   Wracając do tematu postu w ostatnim poście obiecałam, że opowiem o przyczynach mojej nieobecności. Można powiedzieć, że było ich cztery. Pierwszym była Zielona Szkoła w Szczawnicy. Zakładam, że każdy wie jak ona wygląda i nie będę zanudzać Was szczegółami.
   Następnym powodem był temat postu. Moja szkoła bierze udział w międzynarodowym projekcie Comenius. Współpracujemy z Holandią, Węgrami, Czechami, Turcją i Norwegią. Cały projekt trwał dwa lata i skończył się w tym roku. Przez ten czas każdy kraj musiał zorganizować przynajmniej jedno pięciodniowe spotkanie. Polska organizowała je w maju. Każdy członek klubu Comenius przyjmował jedną osobę. Mi przypadł holender - Tycho. Wysoki, pulchny chłopak z kręconymi, przylizanymi (mówił, że używa "musu"), ciemnymi i sięgającymi do brody włosami. Sam w sobie był spoko, ale miał pewne dziwne nawyki. Nosił podkoszulki tylko w kolorze czarnym lub białym bez żadnych nadruków. Używając "musu" wyglądał jak mokry pies, a wszyscy znajomi pytali się czy on w ogóle myje głowę. Był u mnie przez pięć dni. Program był zaplanowany przez szkołę (zwiedzanie miasta i szkoły, warsztaty, gry i zabawy). Jego przyjazd uważam za udany, było to dla mnie nowe doświadczenie, ale spodobało mi się. Mam zamiar to powtórzyć, gdy nadarzy się taka okazja.
   Później dołączyła do tego nauka i wyciąganie ocen, ale o tym już wiecie z poprzedniego postu.
   W czerwcu powodem był również Comenius, tym razem wyjazd. Jednym z moich hobby są podróże, więc bardzo się ucieszyłam gdy dowiedziałam się, że jadę do Holandii. Najpierw leciałam samolotem do Warszawy, następnie również samolotem do Amsterdamu. Z Amsterdamu pociągiem do Rotterdamu, gdzie miały nas odebrać rodziny u, których będziemy mieszkać. Ja mieszkałam u Tycho, w mniejszej miejscowości Ridderkierk (może 15 minut od Rotterdamu). Przyjechałam około 22, więc wtedy nie robiłam już nic ciekawego. Następnego dnia wszyscy pojechaliśmy do muzeum sztuki nowoczesnej (to się nazywa jakoś inaczej po holendersku, ale nie pamiętam). Muszę się przyznać, że było to jedne z niewielu muzeów, jakie mnie nie nudziły. Jak określiła to moja koleżanka "to wygląda jak by wpuścić tu ludzi z wariatkowa i kazać im robić sztukę". Później podzieliliśmy się w grupy i poszliśmy zwiedzać Rotterdam. Mieliśmy zrobić selfie pod każdym z wymienionych budynków. Następnie odebrały nas nasze rodziny i mieliśmy czas wolny. Moja rodzina zabrała mnie na obiad we włoskiej knajpce, a potem pojechaliśmy zobaczyć symbole Holandii - wiatraki. Dzień drugi zaczął się od zobaczenia szkoły - Gemini College Ridderkierk. Wyobrażacie sobie, że jadąc do szkoły rano widzi się tam tabuny dzieci w różnym wieku jeżdżących na rowerach do szkoły? A w szkole jest zamiast parkingu wielkie pole rowerów? Wygląda to super! Zwiedziliśmy szkołę i oglądneliśmy prezentację, a następnie pojechaliśmy nad morze uczyć się serfować. Było trochę za zimno, ale mieliśmy specjalne pianki. Zjedliśmy obiad - frytki i tradycyjne holenderskie dania (do wyboru). Wróciliśmy pod szkołę i pojechaliśmy do domu. Później Tycho z rodzicami zabrali mnie na słynną depresję w Holandii. Na miejscu wiało tak mocno, że trudno mi było zrobić zdjęcie, plecak zwiewało mi z pleców. W trzeci dzień na początku znów pojechaliśmy do szkoły. Podzieliliśmy się na 3 - osobowe grupy. Każda grupa miała za zadanie ugotować jedno z podanych międzynarodowych potraw. Gotowałam z dwoma innymi holenderkami. One nie umiały za bardzo gotować, więc nasze pierwsze próby usmażenia węgierskich naleśników nie powiodły się, ale potem było lepiej. Okazło się, że nasze naleśniki wszystkim najbardziej smakowały i mogli spróbować ich tylko jedni z pierwszych. Więc, to był nasz lunch. Następnie mieliśmy czas wolny, ale wszyscy poszli na zakupy. Ja kupiłam sobie dwie obudowy na telefon (w przeliczeniu na złote wychodzoło 2 zł za jedną), pamiątkowe bryloczki i tradycyjny deser w Holandii /strop wafels/ (nie mam pojęcia jak to się pisze). Na koniec był Culture Evenig. Każdy kto chciał wystąpić mógł. Niektórzy śpiewali, a Polska (7 osób) wystąpiła ze skeczem. Wszystkim bardzo się podobało. Następnie była zabawa w krzesełka i quiz. Było to zakończenie całego projektu, więc nie obeszło sie bez tortu. Na konie wszyscy się żegnali, robili wspólne zdjęcia i wymieniali sie facebookami, snapchatami itp. Wyjazd od dawna był moim marzeniem. Przed nim troszkę się denerwowałam, ale bardzo mi sie podobało. Ludzie są tam bardzo mili i otwarci, jego mama cały czas mnie przytulała, na koniec dziękowali, że przyjechałam, wstawiali zdjęcia na facebooka. Wyjazd uważam za bardzo udany, bardzo mi się podobało.
   To są wszystkie powody mojej nieobecności. Trochę się rozpisałam, mam nadzieję, że Was nie zanudziłam, a myślę, że było warto. Do widzenia w następnym poście, myślę, że będzie to foto relacja, ale nie jestem pewna ;)

28 czerwca 2015

Wielki powrót!

 Witam Wszystkich!
     Nie było mnie tu od 42 dni. Obiecywałam sobie, że będę prowadzić bloga systematycznie, ale niestety w jednym czasie skumulowały się ważne dla mnie wydarzenia, które będę opisywać w następnych postach. Dodatkowo dołączyła do tego nauka, która również nie dawała mi spokoju aż do przedostatniego tygodnia. Byłam tak przyzwyczajona do uczenia się gdy przychodziłam ze szkoły, że gdy tego zabrakło czułam się dziwnie. Wszystko to doprowadziło do tego, że nie miałam na nic siły.
     Na początku miało to być tylko 14 dni przerwy zważywszy na brak internetu oraz czasu. Byłam pewna, że po tych dwóch tygodniach wrócę do blogowania, lecz szkoła wyśmienicie mi w tym przeszkodziła. I tak z 14 stały się 42. 
     Specjalnie nie zdradzam okoliczności mojej nieobecności, gdyż chcę żebyście mieli niespodziankę w następnym poście.
     Na koniec jestem Wam winna PRZEPROSINY. 
     Przepraszam!!!