22 sierpnia 2015

Usunąć bloga?

Cześć! To znowu ja... Pamiętacie mnie jeszcze? 
   Przez ostatni miesiąc w ogóle nie miałam ani weny, ani chęci do pisania. Blog spisałam na straty, miałam go nawet usunąć. Na szczęście powstrzymałam się od tej decyzji z myślą " może kiedyś wrócę". To było niecały miesiąc temu. Dziś czytając bloga koleżanki [klik!] przypomniałam sobie gdy ja pisałam i jaką frajdę mi to sprawiało. Dzięki temu postanowiłam spróbować jeszcze raz. Chcę wrócić do systematycznego pisania i wytrzymać w tym postanowieniu. Trzymajcie kciuki!
   Jak widzicie mało się tu dzieje i w związku z tym postanawiam poprawić aktywność. Ja będę więcej czasu poświęcała blogu a Was proszę o obserwacje (jeśli się spodoba) i komentarze.
   W zamian za moją nieobecność przygotowałam dla Was kolaże z wakacji. Mam nadzieję, że Wam się spodobają ;)





Do zobaczenia w następnym poście, pa!

13 lipca 2015

Comenius!

Heii!
   Znowu troszkę mnie nie było, ale jak widzicie już dziś przychodzę do Was z nowym postem. Zacznijmy od tego, że piszę z Bieszczad. Jestem tu już od tygodnia, pobliżu nie ma żadnego sklepu, a internet działa jak chce. Planuję zrobić osobny post o wakacjach, więc nie będę się teraz rozpisywać.
   Wracając do tematu postu w ostatnim poście obiecałam, że opowiem o przyczynach mojej nieobecności. Można powiedzieć, że było ich cztery. Pierwszym była Zielona Szkoła w Szczawnicy. Zakładam, że każdy wie jak ona wygląda i nie będę zanudzać Was szczegółami.
   Następnym powodem był temat postu. Moja szkoła bierze udział w międzynarodowym projekcie Comenius. Współpracujemy z Holandią, Węgrami, Czechami, Turcją i Norwegią. Cały projekt trwał dwa lata i skończył się w tym roku. Przez ten czas każdy kraj musiał zorganizować przynajmniej jedno pięciodniowe spotkanie. Polska organizowała je w maju. Każdy członek klubu Comenius przyjmował jedną osobę. Mi przypadł holender - Tycho. Wysoki, pulchny chłopak z kręconymi, przylizanymi (mówił, że używa "musu"), ciemnymi i sięgającymi do brody włosami. Sam w sobie był spoko, ale miał pewne dziwne nawyki. Nosił podkoszulki tylko w kolorze czarnym lub białym bez żadnych nadruków. Używając "musu" wyglądał jak mokry pies, a wszyscy znajomi pytali się czy on w ogóle myje głowę. Był u mnie przez pięć dni. Program był zaplanowany przez szkołę (zwiedzanie miasta i szkoły, warsztaty, gry i zabawy). Jego przyjazd uważam za udany, było to dla mnie nowe doświadczenie, ale spodobało mi się. Mam zamiar to powtórzyć, gdy nadarzy się taka okazja.
   Później dołączyła do tego nauka i wyciąganie ocen, ale o tym już wiecie z poprzedniego postu.
   W czerwcu powodem był również Comenius, tym razem wyjazd. Jednym z moich hobby są podróże, więc bardzo się ucieszyłam gdy dowiedziałam się, że jadę do Holandii. Najpierw leciałam samolotem do Warszawy, następnie również samolotem do Amsterdamu. Z Amsterdamu pociągiem do Rotterdamu, gdzie miały nas odebrać rodziny u, których będziemy mieszkać. Ja mieszkałam u Tycho, w mniejszej miejscowości Ridderkierk (może 15 minut od Rotterdamu). Przyjechałam około 22, więc wtedy nie robiłam już nic ciekawego. Następnego dnia wszyscy pojechaliśmy do muzeum sztuki nowoczesnej (to się nazywa jakoś inaczej po holendersku, ale nie pamiętam). Muszę się przyznać, że było to jedne z niewielu muzeów, jakie mnie nie nudziły. Jak określiła to moja koleżanka "to wygląda jak by wpuścić tu ludzi z wariatkowa i kazać im robić sztukę". Później podzieliliśmy się w grupy i poszliśmy zwiedzać Rotterdam. Mieliśmy zrobić selfie pod każdym z wymienionych budynków. Następnie odebrały nas nasze rodziny i mieliśmy czas wolny. Moja rodzina zabrała mnie na obiad we włoskiej knajpce, a potem pojechaliśmy zobaczyć symbole Holandii - wiatraki. Dzień drugi zaczął się od zobaczenia szkoły - Gemini College Ridderkierk. Wyobrażacie sobie, że jadąc do szkoły rano widzi się tam tabuny dzieci w różnym wieku jeżdżących na rowerach do szkoły? A w szkole jest zamiast parkingu wielkie pole rowerów? Wygląda to super! Zwiedziliśmy szkołę i oglądneliśmy prezentację, a następnie pojechaliśmy nad morze uczyć się serfować. Było trochę za zimno, ale mieliśmy specjalne pianki. Zjedliśmy obiad - frytki i tradycyjne holenderskie dania (do wyboru). Wróciliśmy pod szkołę i pojechaliśmy do domu. Później Tycho z rodzicami zabrali mnie na słynną depresję w Holandii. Na miejscu wiało tak mocno, że trudno mi było zrobić zdjęcie, plecak zwiewało mi z pleców. W trzeci dzień na początku znów pojechaliśmy do szkoły. Podzieliliśmy się na 3 - osobowe grupy. Każda grupa miała za zadanie ugotować jedno z podanych międzynarodowych potraw. Gotowałam z dwoma innymi holenderkami. One nie umiały za bardzo gotować, więc nasze pierwsze próby usmażenia węgierskich naleśników nie powiodły się, ale potem było lepiej. Okazło się, że nasze naleśniki wszystkim najbardziej smakowały i mogli spróbować ich tylko jedni z pierwszych. Więc, to był nasz lunch. Następnie mieliśmy czas wolny, ale wszyscy poszli na zakupy. Ja kupiłam sobie dwie obudowy na telefon (w przeliczeniu na złote wychodzoło 2 zł za jedną), pamiątkowe bryloczki i tradycyjny deser w Holandii /strop wafels/ (nie mam pojęcia jak to się pisze). Na koniec był Culture Evenig. Każdy kto chciał wystąpić mógł. Niektórzy śpiewali, a Polska (7 osób) wystąpiła ze skeczem. Wszystkim bardzo się podobało. Następnie była zabawa w krzesełka i quiz. Było to zakończenie całego projektu, więc nie obeszło sie bez tortu. Na konie wszyscy się żegnali, robili wspólne zdjęcia i wymieniali sie facebookami, snapchatami itp. Wyjazd od dawna był moim marzeniem. Przed nim troszkę się denerwowałam, ale bardzo mi sie podobało. Ludzie są tam bardzo mili i otwarci, jego mama cały czas mnie przytulała, na koniec dziękowali, że przyjechałam, wstawiali zdjęcia na facebooka. Wyjazd uważam za bardzo udany, bardzo mi się podobało.
   To są wszystkie powody mojej nieobecności. Trochę się rozpisałam, mam nadzieję, że Was nie zanudziłam, a myślę, że było warto. Do widzenia w następnym poście, myślę, że będzie to foto relacja, ale nie jestem pewna ;)

28 czerwca 2015

Wielki powrót!

 Witam Wszystkich!
     Nie było mnie tu od 42 dni. Obiecywałam sobie, że będę prowadzić bloga systematycznie, ale niestety w jednym czasie skumulowały się ważne dla mnie wydarzenia, które będę opisywać w następnych postach. Dodatkowo dołączyła do tego nauka, która również nie dawała mi spokoju aż do przedostatniego tygodnia. Byłam tak przyzwyczajona do uczenia się gdy przychodziłam ze szkoły, że gdy tego zabrakło czułam się dziwnie. Wszystko to doprowadziło do tego, że nie miałam na nic siły.
     Na początku miało to być tylko 14 dni przerwy zważywszy na brak internetu oraz czasu. Byłam pewna, że po tych dwóch tygodniach wrócę do blogowania, lecz szkoła wyśmienicie mi w tym przeszkodziła. I tak z 14 stały się 42. 
     Specjalnie nie zdradzam okoliczności mojej nieobecności, gdyż chcę żebyście mieli niespodziankę w następnym poście.
     Na koniec jestem Wam winna PRZEPROSINY. 
     Przepraszam!!!


10 maja 2015

Czerwona Królowa

 Heii!
Dzisiaj zapraszam Was na recenzję książki pt "Czerwona Królowa" autorstwa Victorii Aveyard.
Najpierw zastanówmy się co oznacza sam tytuł. 'Czerwona' i 'Królowa'. Czerwona?! Dlaczego Czerwona? Królowa - dystyngowana pani z nienagannymi manierami, wyniosła, piękna i bogata. Tak wyobrażam sobie królową. 
Teraz poznajmy główną bohaterkę. 17 - latka z kiepskimi ocenami, niewyparzonym językiem, nie kulturalna, złodziejka. Chwila... Coś tu nie gra... To ma być ta królowa?!

 Złodziejka, o której wcześniej wspomniałam ma na imię Mare. I tak, to o nią chodzi w tytule. Teraz może przybliżę Wam świat, w którym żyje nasza 'Królowa'.
Przyszłość. Świat jest podzielony na Srebrnych - ludzi z srebrną krwią, nadprzyrodzonymi mocami oraz Czerwonych - zwykłych ludzi z czerwoną krwią, ciężko pracujących na rzecz Srebrnych, zmęczonych i biednych. Mare wychowuje się w dużej i ubogiej rodzinie, jej trzech braci zostało wysłanych na przymusową bitwę, ją czeka to za rok. Pogodzona ze swoim losem, kradnie i całkiem nieźle jej to wychodzi. Lecz pewnego dnia, poprzez nieuwagę zostaje przyłapana na kradzieży przez tajemniczego człowieka, który o dziwo nie karze jej za to. Później zostaje ona wezwana do króla a jej życie przemienia się z dotychczasowego, biednego w "bajkę"...



Z czystym sumieniem mogę przyznać, że jest to jedna z najlepszych książek jaką czytałam. Pani Aveyard cudownie opisuje wszystko dookoła tak, że z łatwością można to sobie wyobrazić. Niech nie przerazi Was duża ilość opisów, czyta się je dokładnie tak samo jak dialogi. Jest to pierwsza, przeczytana przeze mnie książka, w której wątek miłosny jest na drugim miejscu, a dominuje intryga. Naprawdę jest to świetna książka, polecam ją wszystkim i z niecierpliwością czekam na kontynuację.



 Na koniec chce Was poinformować, że jadę (jutro) na zieloną szkołę i wracam w piątek. Chyba rozumiecie, że następny post pojawi się dopiero w weekend. Przepraszam za opóźnienia, mam nadzieję, że mi wybaczycie xD.






7 maja 2015

WYNIKI KONKURSU!!!

Nadszedł dzień wyników konkursu fotograficznego! (7.05.15) Wszystkie zdjęcia były piękne, z dziewczynami nie mogłyśmy wybrać zwycięzców. Po długich naradach doszłyśmy do skutku, że:

3. Miejsce: Zajęły DWA blogi!!!
Noirceurt Art 




















Nothing is by change














Oba blogi otrzymują obserwacje od organizatorek ;)

2. Miejsce
Selected Captures


















Blog ten będzie polecony w 3 następnych postach i dostanie obserwacje od organizatorek.

1. Miejsce
Obiektyw mym okiem













Blog otrzymuje post promujący, polecenia w 3 następnych postach i obserwację od organizatorek.

Gratuluję wszystkim zwycięzcom!!!

6 maja 2015

Majówka + Konie!

Hi!
Piszę do Was po weekendzie majowym. Jak Wam minął? Co robiliście? Nauczyciele dali Wam spokój czy tak jak mi zadali więcej niż zwykle? Niestety, tak było. Lecz nie przeszkodziło mi to w odpoczynku. Wraz z rodzinką wybrałam się na Dolny Śląsk. Mój tata uwielbia te tereny, więc często tam bywam. Mieszkaliśmy w pięknym domku, w małej miejscowości koło Świdnicy. Było bardzo cicho i spokojnie ponieważ domek mieścił się na wsi. Nie brakowało mu jednak różnych bajerów. Miał basen na zewnątrz pod specjalną kopułą, w której utrzymywała się stała, ciepła temperatura. Mieścił się tam również plac zabaw dla dzieci, trampolina (<3) i miejsce na ognisko. Od tyłu wychodziło się na zagrodzoną polanę z trzema koniami! Kocham fotografować zwierzęta, więc nie zabrakło sesji zdjęciowej tych pięknych stworzeń.















Nie zabrakło także kilku moich ulubionych zdjęć - makro.




Wracając zobaczyliśmy rozległe pola kwitnącego rzepaku. Było tak pięknie, że zatrzymaliśmy się na parę fotek. Niestety, aparat nie oddaje tego tak, jak ludzkie oko.






Na koniec chciałabym pokazać Wam jedno zdjęcie zrobione przez mojego tatę. Tak bardzo mi się spodobało, że musiałam je wstawić.


29 kwietnia 2015

Krokusy!

Hej wszystkim! Na początku chciałam przeprosić Was za moją nieobecność. Chyba rozumiecie, szkoła, szkoła i jeszcze raz szkoła. Dzisiaj przygotowałam dla Was post fotograficzny. W niedziele wybrałam się z rodzicami na wycieczkę w góry, na krokusy. Oczywiście zabrałam ze sobą aparat.  Robiąc zdjęcia, postanowiłam, że się z Wami nimi podzielę :)


















Chcecie być na bieżąco? Zapraszam na fanpage!
Przy okazji przypominam o trwającym konkursie, do wygrania mega promocja bloga!
Do zobaczenia, Ann